wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 18 - Słoneczne miejsce.

No i kolejny rozdział. Tym razem taka tam retrospekcja. : 3 I to z perspektywy Yoru. Przepraszam za wszelkie błędy. :3
-
Rozdział 18 - Słoneczne miejsce
    Wciąż idealnie pamiętam tamten dzień. Nasze pierwsze spotkanie. Pogoda była całkiem ładna. Niebo było bezchmurne. Pokłóciłem się wtedy z dziadkiem. Musiałem ochłonąć, dlatego też opuściłem małą chatkę, w której mieszkałem razem z moim opiekunem, w celu pójścia na spacer.
   Przechadzając się pomiędzy krzakami usłyszałem jakiś cichy jęk. Zacząłem się rozglądać. W wysokiej trawie zobaczyłem ciało skąpane w - jak podejrzewam - swojej własnej krwi. To byłaś Ty. Najpierw Ci się przyjrzałem. Niska, szczupła sylwetka. Na początku nie mogłem rozpoznać Twojej płci. Dopiero po chwili zauważyłem, że jesteś dziewczyną.
Po chwili namysłu wziąłem Cię na ręce i pobiegłem w stronę mojego domu.
Tak właśnie wyglądało Nasze pierwsze spotkanie. Na szczęście okazało się też, że nie ostatnie - Mój dziadek Cię uratował. Minęło kilka dni, zanim się obudziłaś. A gdy już się to stało nie pamiętałaś za wiele. Tylko swoje imię.
Hinata Hyuuga.
"Słoneczne miejsce? Głupie imię!" ~ Pomyślałem na początku nie zdając sobie sprawy z tego, że dzięki Tobie zmienie się. Że będziesz dla mnie takim słonecznym miejscem, do którego będę mógł zawsze wrócić. A to nastąpiło bardzo szybko.
Niezdarna, nieśmiała, cicha...
Początkowo nienawidziłem tych cech charakteru. A ty byłaś właśnie taka. Wpadałem w szał, gdy coś Ci się stawało, a wszystkie obowiązki schodziły na mnie.
Kiedy skręciłas kostkę i musiałem się Tobą opiekować miałem ochotę zrobić coś, abyś zniknęła.
Jednak z czasem zaczęłaś się zmieniać.  Im więcej pamiętałąś, im więcej trenowałaś... Robiłaś się odpyrskliwa, pewna siebie i stanowcza. Zacząłem tęsknić za Twoim starym charakterem.
Nagle zaczęłaś bać się sama siebie. Nie wiedziałem czemu. A gdy poznałem powód... Gdy dowiedziałem się, że jesteś jinchuuriki zrozumiałem Cię. Jednak nie bałem się. Nie czułem strachu, zamiast tego wypełniała mnie potrzeba wspierania Ciebie.
To podnosiło Cię na duchu, ale wiedziałem, że zdanie jednej osoby nie zrobi Ci różnicy. Dlatego też zapoznałem Cię z Moimi znajomymi. Zaakceptowali Cię wszyscy. Oprócz Niego. Jednak nie odrzucił Cię przez zapieczętowanego w Tobie demona. Wiedziałaś o tym. Próbowałaś się z nim zaprzyjaźnić, bezskutecznie.
Przez to podłamałaś się i wzięłaś się za trening. A on nagle się Tobą zainteresował. Do dzisiaj nie wiem czemu. Kiedy Go o to spytałem, ten zwyczajnie uśmiechnął się głupawo i odszedł, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.
W każdym razie... Zaprzyjaźniliście się. A ja zszedłem na dalszy plan. Rozmawiałaś ze mną, tylko gdy czegoś potrzebowałaś. A ja ukrywając swoje uczucia godziłem sie na to. Nie było dnia, kiedy siebie za to nienawidziłem... Za to, że pozwoliłem Mu się do Ciebie zbliżyć.
Wkrótce zaczęliście zachowywać się jak para. Już nie mówiłaś na niego "Hishii", a "mężu". Wtedy już mogłem to stwierdzić:
Moje słoneczne miejsce zostało mi zabrane. A wtedy On nagle zniknął. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Ciężko to zniosłaś. A moje uczucia zmieniały się co chwilę - Raz pękało mi serce, gdyż Ty cierpiałaś, a innym razem byłem szczęśliwy, bo odzyskałem to co było dla mnie najważniejsze - Ciebie.
Nasze stosunki polepszyły się dzięki temu, że Cię wspierałem. Znowu mogłem Cię dotknąć... Porozmawiać z Tobą kiedy tylko miałem taką ochotę.
Wyruszyliśmy razem na Twój trening. Było mi ciężko. Cierpiałaś, czasem ledwo uchodziłaś z życiem. A ja byłem bezsilny - Tylko obserwowałem Twoje poczyniania. 
Udało Ci się. W pełni zapanowałaś nad Twoim demonem. I przeżyłaś. Chciałaś wrócić do swojego domu - Konohy. Nie chciałem Cię stracić, dlatego wróciłem Tam razem z Tobą.
Już na wstępie trafiliśmy na niespodziankę - Twój pogrzeb. Musiałaś mnieć żal do swoich przyjaciół, lecz wszystko zrozumiałaś. Wtedy też przytulił Cię ten blondyn. Naruto. Byłem zły, ale ukryłem to pod uśmiechem. Później byłaś w ramionach większości mieszkańców wioski, a ja wciąż przejmowałem się Naruto. Czemu? Czułem się zagrożony. Bo kiedyś go kochałaś. Jednak nie uległaś mu. Byłem zadowolony. Odzyskałem możliwość odwiedzenia wiecznie oblanej promieniami słońca polanę.
Ale wciąż miałem powody do strachu. Ciągle działała Ci się krzywda - Egzamin, misje, niebezpieczne treningi.
Najgorzej było, gdy przybiegli Twoi podobieczni twierdząc, że zaatakował was ktoś przyoodziany w czarne szaty z czerwonymi chmurkami. Od razu domyśliłem się, że to Itachi. A wiadomość iż podjęłaś z nim walkę wstrząsnęła mną.
Myślałem, że zwariuje. Byłaś sama z człowiekiem, który dziewięć lat temu prawie odebrał Ci życie. A ja byłem tak daleko. Świadomość, że może Ci się coś stać dodawała mi sił - Pędziłem do Ciebie tak szybko jak mogłem. Moja troska była widoczna na mojej twarzy. Przynajmniej tak pomyśłałem, gdy Twoja podopieczna spytała mnie o moje uczucia do Ciebie.
Wtedy przyznałem się do tego po raz pierwszy - Kochałem Cię. Nie mogłem żyć myśląc, że nie ma Cię obok mnie, że może stać Ci się krzywda, że cierpisz.
W końcu do Ciebie dotarliśmy. Zobaczyłem Ciebie w krwi, a obok złamaną katanę. Twoją katanę. Serce stanęło mi w gardle. Zwykle złamanie kontraktu z demonem kończyło się śmiercią obu stron. Ale wciąż miałas szansę na przeżycie. A on pędził na Ciebie z mieczem. Strach mnie sparaliżował. Nie wiedziałem co robić. Wtedy zobaczyłem dobrze mi znaną czerwoną czuprynę. Byłem mu wdzięczny za to, że Ciebie uratował, a jednocześnie chciałem, aby zniknął. Znowu poczułem się zagrożony.
On jako jedyny mógł zabrać mi Hinatę Hyuugę. Samo to, że on niósł Cię w ramionach do szpitala było dla mnie takie bolesne.
On naprawdę mi zagrażał.
Nawet na misji byłem zły. Miałem gdzieś to, że to ze mną spędzałaś większość czasu. Ludzie postrzegali Cię jako dziewczynę mojego największego rywala.
Misja została zakończona. Wróciliśmy do Konohy. Nie słyszałem już nic o was. To było takie wspaniałe! Jednak kolejnego dnia, gdy szliśmy na ramen, on za bardzo się do Ciebie zbliżał. Odpuściłem mu to, że obejmował Cię w talii. Nie mogłem mu tego zagronić. Ale gdy Cię pocałował nie wytrzymałem. Zabrałem Cię stamtąd. Opowiedziałem Ci o tym co leży mi na sercu, pocałowałem Cię. Początkowo stawiałaś opór, jednak nie odpuszczałem.
Przez 9 lat ukrywałem moją miłość, chęć całowania i dotykania Twego ciała. A teraz to robiłem. Przestałaś się opierać. Ledwo powstrzymywałem się przed zdarciem z Ciebie ubrań. A twój jęk był dla mnie jak paliwo. Na szczęście ktoś Cię zawołał. Martwiąc się, że to mój rywal pozostawiłem na Twojej szyji kolejną "malinkę". Poszłaś, a ja ruszyłem za Tobą. Okazało się, że to Ino. Założyła na Ciebie swoją bluzę i popchnęła Cię do Twojego domu. Po chwili mnie zauważyła i pokręciła głową z niedowierzaniem, a ja uśmiechnąłem się lekko.
Ruszyłem do domu zadowolony.
Byłem już pewny jednej rzeczy.
Słoneczne miejsce, którego tak pragnąłem było moja. Już należałaś do mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz